Antonina Grzegorzewska
AUTOPREZENTACJA W BERLINIE (Aulida/Tauryda) 2012

Jestem teraz zawieszona między przeszłością a przyszłością, między dwiema rzeczywistościami, których nie ma. Znajduję się pośrodku. Wspominam i planuję. Żyję między Aulidą i Taurydą. Między ziemią utraconą, a ziemią jeszcze nie zdobytą.
Postać Ifigenii, bohaterki moich dwóch sztuk: sztuki, która po trzech latach zeszła z afisza i sztuki, którą dopiero będę reżyserować, łączy te dwa miejsca.
W Aulidzie Ifigenia umiera.
W Taurydzie ożywa na nowo.

 

AULIDA

Ifigenia była moim prywatnym przełomem.
Premiera wyreżyserowanej przeze mnie sztuki odbyła się 8 listopada 2008 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie. Praca nad spektaklem to był wspaniały, twórczy czas. Okazałam się silna i nieustępliwa. Do tej pory nie wiem, czy było to tylko jednorazowe okazanie cech, których tak naprawdę nie posiadam, czy też rzeczywiście jestem silna i nieustępliwa. Premiera była sukcesem. Świat teatralny się otworzył.
Całkowicie mnie to przeraziło, ponieważ niczego nie boję się bardziej, niż teatralnego świata i jego bezwzględnych trybów, tego, że zawsze znajdzie się idiota wtykający szpiki w środek twojego nosa. Być może więc jestem tylko nieustępliwa, a nie jestem wystarczająco silna, żeby regularnie reżyserować. A może to jest właśnie moja siła?

Moja wersja Ifigenii w Aulidzie jest otwarciem przestrzeni rany, zranionej Ifigenii i innych zranionych kobiet, jest sentymentalną torturą przeżywania odrzucenia. Odrzucenia przez mężczyzn, wszystkich możliwych mężczyzn. Ojciec jest tylko jednym z nich. Ale Aulida hartuje. Aulida przygotowuje Ifigenię do rozdawania kart.

Dzisiaj, z mojego punktu widzenia, Aulida jest synonimem przeszłości. Aulida jest klaustrofobiczna, wszystkie jej historie kończą się w kiepskim, ponurym, nie dającym nadziei, punkcie.
Dzięki perspektywie, którą otwiera Tauryda, nowe miejsce, nowe nieskażone terytorium, Aulida jest tylko i wyłącznie WSPOMNIENIEM i można ją uśmiercić. Myślę, że tego właśnie chce Ifigenia.
Obecnie nie potrafię postrzegać Ifigenii poza świadomością jej dalszych losów w Taurydzie. Wszystko zmierza ku wolności, ku tryumfowi wolności.
Ifigenia zaczyna swój nowy rozdział od pławienia się w tęsknocie za starym światem, szuka swojej biograficznej ciągłości.
Biografia oparta na ciągłości to monotonna biografia kucharki, która nie zmienia zlewozmywaka. Biografia może składać się z ostrych cięć przed którymi nie uciekamy. Nie ma ciągłości. Starość, ku której zmierzamy to nowy etap i nie wierzę harmonię okresu przejściowego. Nie wierzę więc w płynność przemijania. Widzę je jako ciąg drastycznych zmian. Coś jak zmiana przerzutek w rowerze.

Tydzień po premierze wróciłam do Hiszpanii. Postanowiłam napisać powieść i urodzić drugie dziecko. Przynajmniej to drugie było dobrą decyzją. Co do powieści, to jeszcze ją piszę.

Przez trzy lata przyjeżdżałam z Hiszpanii na każde wznowienie Ifigenii.
To były zwykle dwa dni spędzone w teatrze. Potem znowu samoloty i lotniska.
Życie rozpięte między Andaluzją, moją rodziną, moim zaufanym światem, a Warszawą i teatrem: Ifigenią.
Spektakle oglądałam z antresoli nad głowami widzów.
Olbrzymie napięcie.

Reżyseria okazała się dla mnie czymś bardzo samotnym. Teatr to dla mnie samotność. Spotęgowana faktem, że uchodzi za pracę zbiorową.
Nie dzieliłam moich radości z aktorami, nie dzieliłam się moją samotnością z aktorami, teraz nie dzielę się moimi planami z aktorami.
Kolektywność teatralnego doświadczenia jest mi obca, bo nie przeżyłam poczucia wspólnoty, które by dotykało subtelnych wewnętrznych strun. Czym innym jest rodzaj technicznej bieżącej komitywy, naturalnej przy tworzeniu przedstawienia, w czasie, gdy każdy walczy o swoje interesy. Obecnie nie mam złudzeń i aktorom pozostawiam przestrzeń daleko od siebie, a już na pewno nie zapraszam ich do czegoś więcej, niż samej pracy nad projektem. Inaczej mówiąc, wyznaczam grubą demarkacyjną linię między pracą w teatrze a moim osobistym ja.
Ta deklaracja ma charakter ogólny i nie jest wymierzona w nikogo konkretnego, żadnego konkretnego aktora. Jest wymierzona we wszystkich i dlatego nie powinna nikogo obrazić. Bez niej jednak przedstawienie mojej relacji z teatrem byłoby fałszywe.
Nie szukam już ciągłości poprzez teatr. Wręcz przeciwnie. Postanowiłam poprzez teatr szukać całkowicie nowych terytoriów, nowych ludzi, nowych miast.
Aulida była światem złudzeń, Tauryda jest dochodzeniem do prawdy, którego głównym założeniem jest odarcie ze złudzeń i spojrzenie na Aulidę jako na element przeszłości, bez którego możemy szczęśliwie żyć.

 

TAURYDA

Taurydę. Apartado 679 napisałam dla Teatru Współczesnego w Szczecinie.
W maju 2012 roku zaczynam próby. Będę reżyserować i sama robić scenografię.

Tauryda jest doświadczeniem, u którego podstaw leży tęsknota. To z niego, z doświadczenia braku, wypływa jej specyficzna geografia, geografia ziemi zastępczej. Z czasem ta ziemia, która najpierw odstrasza obcością swoich minerałów, nieoswojonymi widokami, pasmami obcych gór, staje się ojczyzną, a jej parametry się zmieniają.

 

OSOBY:

Ifigenia z Taurydy
Rosa
Andaluzyjki
Torreador
Dziewczynka, córka Ifigenii z Taurydy
Młody Hiszpan
Wspomnienie Ifigenii z Aulidy

 

Tauryda w mojej sztuce jest tarasem mojego domu w Hiszpanii, z którego widać Afrykę.
Jest daleko, bardzo daleko od Aulidy. Jest daleko od Warszawy. Jest zerwaniem ze starymi tęsknotami. Niezaspokojonymi. Żeby zacząć naprawdę nowy etap w życiu, trzeba zabić stare tęsknoty. Ifigenia je zabiła.
Nie jestem Ifigenią, ale tak jak ona mam swoją Aulidę i Taurydę. Przeszłość i Przyszłość.
Na moim tarasie czuję się całkowicie oddzielona od wszystkiego.

 

KONIEC